Dalmacja


| Chwila nad morzem, ponad czasem | Przyjaźń | Kawa w Pałacu Dioklecjana | Kairos |





Chwila nad morzem, ponad czasem

Między Brac a Makarską,
na falującym płótnie morza
pod żaglem słońca
niewielki okręt
płynie.

Roziskrzony ametyst
w bezkresie, w błękitach,
w ciszy.
Płynie.

Na nim Grecy, Rzymianie, Wenecjanie; stągwie.
W ludziach myśli okrutne i czułe zarazem.
W beczkach wino, ryby, sztaby srebra, miód.
Na rufie włócznie, granat, trzepot flagi, sęp.
Za okrętem blizna na wodzie i plama ognia - słońce.
A morze jak rana - bolesne, głębokie. Ogromne, bez końca.

Tu, skąd patrzę i myślę, królestwo zapachów:
daleki zapach soli,
bliski rozgrzanej skały,
najbliższy – ciała, potu, krwi.
Dreszcz.

Piękna jesteś.

    Makarska - Pszów, VIII - 17 XII 2002 r.




Przyjaźń

         Arkadiuszowi, Markowi, Tomaszowi

Może to jej szukamy tak zawzięcie?
Może to o nią chodzi, z jej braków nasz gniew?
Może to dla niej wyprawy za morza?

Nazwał nas przyjaciółmi,
tamtej nocy, przed męką,
i odtąd bez niej nie umiemy żyć.

Jest jak stygmat, znak Mistrza,
a jej czerwień otwarta
każdy bandaż przebarwia.

Myślę o niej tej nocy,
bo choć nie czeka nas męka,
ich oczy wilgotnieją w mroku.

Pod nami przepaść,
kaskady powietrza,
dal.

Pod nami Graz rozlany
jak jezioro krwi lub wesołe miasteczko.
Zależy od szkiełka w oku.

Patrzę w oczy przyjaciół
tej nocy znów pewny:
jest podobna do perły.

Którą, drogocenną, znalazłszy,
poszedł, sprzedał wszystko,
co miał, i kupił ją.

Pod nami Graz. I wzbiera jasność w mroku.
A w nas to śmiech, to płacz.
Zależy od szkiełka w oku

    Graz - Pszów, 19 sierpnia - 17 grudnia 2002 r.




Kawa w Pałacu Dioklecjana

         

Dioklecjan nie był władcą okrutnym.
Skuteczny polityk, na emeryturze hodował warzywa.
Pisarze chrześcijańscy z czwartego wieku znacznie przesadzają:
chętniej zabijał dziki niż potajemnie chrzczonych niewolników.
Nie wykazywał entuzjazmu w stosowaniu tortur i starał się nie być
przy nich obecnym. Doniesienia o samobójstwach przyjaciół i kandydatów
do tytułu Augusta docierały do Splitu rzadko i z opóźnieniem.
Legiony skutecznie strzegły nie tylko granic, ale i snów Cezara.

Kiedy na posadzkę jego pałacu spada w 1700 lat później moja łyżeczka do kawy
dotykam wyślizganego marmuru. Jest ciepły i jasny. Chodzą teraz po
nim moi współcześni. Wszyscy mają ciemne okulary nad czołem, większość
niezłe zdrowie, niektórzy dzieci – w nosidełkach, za rączkę, blisko siebie.
Na co dzień ciężko pracują w bankach Rotterdamu, w piekarniach Westfalii, w hurtowniach Nagasaki. Lubią wakacje.

Gdyby Dioklecjan pojawił się wśród nas, zdziwiłaby go jedynie kawa.
Ale z łatwością rozpoznałby w nas siebie i swoje pragnienia:
zabijać rzadko i raczej niechętnie,
nie wiedzieć o śmierci,
uprawiać ogródek.

    Split - Pszów, 26 sierpnia - 17 grudnia 2002 r.




Kairos

         Ewie, Janowi, Tomaszowi Kaintochom

Kairos,
Greek God of happy moment,
czytamy w zachodnich bedekerach.

Kairos,
Bóg właściwej chwili,
czytamy w polskim przewodniku.

Oto znamię Słowian:
właściwe nie musi znaczyć szczęśliwe.
Będąc już dość długo sobą, wiemy o tym dobrze.

I teraz w Trogirze, w aromatach lawendy, oleandrów, morza,
siedząc na rynku wśród białych włókien smutku ostatnich dni lata,
czytamy Bruno Schulza. A w katedrze prosimy o właściwe nam szczęście.

W Trattoria The End, pod figurą Kairosa,
przy czerwonym winie, rozumiemy więcej
z plątaniny pojęć:

życie jest chwilą,
a koniec i szczęście
są właściwe w Bogu.

    Trogir - Pszów, 31 sierpnia - 17 grudnia 2002 r.




| do góry | powrót |